1. LUBIĘ GRAĆ W SZACHY
Od tego prostego stwierdzenia wszystko się zaczyna. Jeżeli nie lubimy królewskiej gry, to po co w nią gramy? Ano znajdzie się kilka odpowiedzi na tak postawione pytanie: bo lubimy zwyciężać, lubimy zdobywać medale, lubimy wyjazdy na zawody szachowe i panującą na nich atmosferę, lubimy ten specyficzny moment w którym nasz przeciwnik poddaje partię, czy wreszcie dlatego – bo chcą tego rodzice. Każdy z wymienionych powodów nie jest wcale zły, jednak w moim odczuciu – niewystarczający. Szczęśliwi ludzie to tacy, którzy odczuwają radość z tego co robią, czyli – zacytuję mm. Aleksandra Czerwońskiego – „chodzi o to, aby lubić szachy same w sobie – a nie siebie samego w szachach”.
2. CHCĘ GRAĆ CORAZ LEPIEJ
Doskonalenie własnych umiejętności, chęć stawania coraz lepszym w dyscyplinie, której poświęcamy wiele wolnego czasu – to naturalne i jak najbardziej pozytywne dążenia. Wręcz marnotrawstwem byłoby zaprzepaszczenie talentu danego przez Stwórcę. „Precz sługo niegodziwy” – stwierdził Pan, kiedy po powrocie do domu otrzymał od jednego ze swych poddanych ów jeden talent, jakim obdarował go przed wyjazdem. Pozostałe sługi nie zakopały otrzymanych darów w ziemi, tylko je pomnożyły, zaskarbiając sobie wdzięczność Pana.
3. NIE BOJĘ SIĘ ŻADNEGO PRZECIWNIKA
Jakże często przegrywamy partię szachów już w „szatni”. W szatni, czyli zanim zasiądziemy do szachownicy. Nasz przeciwnik jawi nam się w najczarniejszych barwach, a jego umiejętności paraliżują naszą wolę walki i prowadzą do nieuchronnej porażki. Wiele lat temu miałem przyjemność być świadkiem zabawnego zdarzenia. Otóż pewien amator królewskiej gry o rankingu 1800 – na co dzień wybitny muzyk – rozgrywał partię błyskawiczną z młodym silnym mistrzem, który ledwie chwilę wcześniej wywalczył awans do Finałów Mistrzostw Polski seniorów. Nie znając swojego przeciwnika, stoczył z nim pasjonujący pojedynek, i – o dziwo – zwyciężył! Kiedy po zakończonej partii oznajmiłem uradowanemu zwycięzcy z kim miał okazję wymieniać posunięcia na szachownicy, wykrzyknął: „co ja najlepszego narobiłem?” Wkrótce nadarzyła się okazja do rewanżu i, jak łatwo przewidzieć, rozgrywka miała bardzo jednostronny przebieg: z jednej strony bardzo zmotywowany i urażony w swej dumie sportowej młody mistrz, z drugiej pełen pokory i szacunku amator – partia zakończyła się już w szatni…
4. PRAGNĘ WYGRAĆ KAŻDĄ PARTIĘ, CHOĆ WIEM, ŻE WSZYSTKICH PARTII WYGRAĆ SIĘ NIE DA
Jeżeli młody zawodnik zasiada do partii szachów z inną myślą niż zwycięstwo, to jest to bardzo groźny sygnał, którego nie wolno lekceważyć. Jeżeli zaobserwujemy u naszego podopiecznego nadmierną ilość remisów – nawet po walce – powinniśmy popracować nad jego cechami wolicjonalnymi. I znów przypowieść: podczas Ekstraligi w Lubniewicach w 2005 roku czeski arcymistrz David Navara – chcąc w jasny sposób dać przeciwnikowi do zrozumienia o swoich zamiarach, stwierdził tuż przed rozpoczęciem kolejnej partii: „Wy znajecie, szto ja budu igrać na wyjgrysz?” W odpowiedzi padło: „Wsie znajut!”. David grając w tych zawodach na I szachownicy zwyciężył w pierwszych sześciu partiach, a w pozostałych trzech – po strasznej walce – osiągnął remisy i wywalczył I miejsce na swojej „desce”.
5. NIE PROPONUJĘ I NIE PRZYJMUJĘ REMISÓW
Droga na szachowy Olimp jest stroma i naznaczona wieloma wybojami. Do tych najgroźniejszych z pewnością zaliczają się propozycje remisowe i ich akceptacja. Zawsze powtarzam młodym graczom, że remis to połowa porażki, choć pewnego razu jeden z nich odrzekł mi, że również i połowa zwycięstwa… Ale dość żartów – najwybitniejsi gracze świata, jak chociażby Robert Fischer, zdecydowanie nie nadużywali ww. zwrotów. Obserwując bezkompromisową postawę zawodników np. podczas turnieju o mistrzostwo świata w Argentynie 2005, przestałem obstawiać u bukmacherów wyniki poszczególnych partii – łatwo wytypować remis przy zachowawczej postawie graczy, trudniej odgadnąć rezultat, gdy nawet najwięksi arcymistrzowie grają serio.
6. NIE LEKCEWAŻĘ ŻADNEGO PRZECIWNIKA
Każdy z nas zna to uczucie – wszechogarniająca duma z powodu wykonania pięknego posunięcia i posiadania wygranej partii, samozadowolenie i pewien rodzaj odprężenia. Zaczynamy przeceniać możliwości swoich figur i jednocześnie niedoceniamy kontr szans przeciwnika. Koniec jest łatwy do przewidzenia – porażka i złość na cały świat… Niejeden trener wbija do głowy swoim podopiecznym, że najtrudniej jest wygrać wygraną partię, a przeciwnikowi należy się szacunek. Łatwo powiedzieć…
7. PRZYJACIOŁOM OFIAROWUJĘ NAJLEPSZĄ PARTIĘ NA JAKĄ MNIE STAĆ
Nikogo nie dziwi fakt, że dla przyjaciół nasze drzwi są zawsze otwarte, że lubimy wspólnie spędzać czas, że obdarowujemy się drobnymi, okolicznościowymi podarkami, itp. Dlaczego więc tak trudno o podobne zachowania podczas partii szachów? Dlaczego nie ofiarowujemy sobie wzajemnie najlepszych partii na jakie nas stać? Krótkie remisy, uzgodnione wyniki dające korzyści materialne jednemu z grających – czyli obu „przyjaciołom”, nie należą niestety do rzadkości. A szkoda.
8. SZACHY TO KRÓLEWSKA GRA, ZATEM OBOWIĄZUJĄ NAS KRÓLEWSKIE OBYCZAJE
W dawnych czasach propozycja remisowa ze strony zawodnika stojącego nieco gorzej uważana była za duży nietakt towarzyski i była szeroko komentowana w kuluarach turniejowych sal. A jak jest dzisiaj? Cóż, jakże często młodzi zawodnicy uczeni są taniego sprytu, sprytu – który za punkt honoru stawia sobie konieczność zdobycia punktu za wszelką cenę – w myśl zasady: cel uświęca środki! Ja na to niezmiennie odpowiadam: a środki uświniają cel…
9. DZIĘKI SZACHOM PODRÓŻUJEMY, POZNAJEMY ŚWIAT I ZAWIERAMY PRZYJAŹNIE
Jak wiemy z doświadczenia, przyjaźnie zawierane w dzieciństwie bywają najtrwalsze i najpiękniejsze. Ktoś kiedyś powiedział: po tylekroć jesteś człowiekiem – ilu masz przyjaciół… A co do podróży: że kształcą – nikogo chyba przekonywać nie trzeba.
10. SZACHY UCZĄ NAS POZNAWAĆ SAMYCH SIEBIE
Poznawać samych siebie, czyli przede wszystkim – kształtować swój charakter, budować prawidłową hierarchię wartości, wzmacniać system nerwowy, godnie znosić niepowodzenia i porażki. Jak mawiał nasz wielki rodak Józef Piłsudski: „Być zwyciężonym a nie ulec, to zwycięstwo”.
Autorem dekalogu jest
Andrzej Modzelan